Dom. Praca. Dom. Pośpiech. Brak snu. Szybki i niezdrowy lunch. I znów – dom, praca, dom. Schemat szeroko znany w XXI weku. Nieważne czy młody (np. student) czy stary (np. emeryta) człowiek, bo dotyczy go ten sam problem – brak czasu i niezdrowa dieta. I zero pomysłów na to, jak to wszystko zmienić.

W takim przypadku wkracza tzw. dieta pudełkowa – z nadzieją, że uratuje ten mały, dietetyczny świat zabieganych…i nie tylko.

„Co to w ogóle jest?!”

Już, już pędzę z wyjaśnieniem. Oczywiście dla tych, którzy po prostu nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkali – dieta „pudełkowa” to nic innego jak dieta stworzona przez kucharza odpowiedniego cateringu (a można znaleźć ich sporo chociażby na Cateromarkecie), który zdążyliśmy sobie wybrać, i dostarczana nam systematycznie o regularnych porach dniach w postaci…pudełka z jedzeniem.

Ot, cały sekret tej enigmatycznej nazwy.

Korzyści..?

Sporo. Przede wszystkim – najważniejsza dla większości – oszczędność czasu. Kolejnym plusem jest to, że nie musimy się już martwić o kucharzenie w domu, np. po długim i męczącym dniu w pracy. Dodatkowo, zawsze dobierana jest indywidualnie do potrzeb konkretnej jednostki, by ta nie musiała się martwić o zdrowie, zbędne kalorie czy niedobory witamin. To niesamowicie ułatwia życie. Bo wbrew pozorom, zbilansowanie właściwej diety, nieważne, czy odchudzającej czy „normalnej”, tak, by nie narobić sobie niedoborów witamin i innych składników odżywczych, wcale nie jest takie proste i poręczne. Wykonalne, owszem, ale nie takie proste jakby się mogło wydawać.

Wady..?

Jedynie cena. Jednak jest ona „do przeżycia”, jeśli taka dieta zaoszczędzi nam czasu i nerwów. W dodatku zazwyczaj Ci najbardziej zabiegani wcale nie muszą uważać na finanse, szczególnie, gdy mowa jest o sportowcach, którzy też są „targetem” cateringowców.